Przez utratę ku prawdzie i pięknu
19 kwietnia o godzinie 17.30 w Miejskim Domu Kultury „Batory” odbył się wykład doktora Jacka Kurka Powołanie do utraty. Zorganizowany jako pierwszy ze spotkań odbywających się w ramach działalności Centrum Afirmacji Życia, był także częścią składową V Chorzowskiej Kampanii,,Pola Nadziei”. Wykład miał miejsce w kameralnej Pracowni Działań Kreatywnych „Loft”. Pomieszczenie oświetlone było jedynie płomieniem świecy, który zapewniał poczucie intymności oraz ułatwiał możliwość spotkania z samym sobą. Wieczór ze słowem doktora Jacka Kurka pięknie wpisał się w założenia Centrum Afirmacji Życia, którego idea wyrosła z filozofii spotkania. W jednej przestrzeni zgromadził on bowiem osoby różne od siebie pod względem i mentalnym, i duchowym. Po ponadgodzinnym wykładzie goście mogli poczuć łączącą ich więź, która zrodziła się w trakcie wspólnej wędrówki po zakamarkach ludzkiego umysłu. Przewodnią myślą było stwierdzenie Pascala Pignault o tym, że człowiek nie potrafi godzić się z ubywaniem, jakiego doświadcza w ciągu całego swojego życia. Tracimy młodość, zdarza się też, że zdrowie, wiarę i nadzieję, kogoś, kogo się kochało. Dochodzi wówczas do zachwiania równowagi emocjonalnej i duchowej. Człowiek doświadcza wtedy - jak nazywa ten stan Zygmunt Pucko - specyficznej bezdomności. Doktor Kurek przekonywał, że życie mimo ciągłych utrat i pożegnań nie traci swej wartości, że wciąż zachowuje swój sens. Posiłkując się Pismem Świętym, a także słowami Józefa Ratzingera, udowadniał, że ból, jaki nas dotyka, jest drogą do odnalezienia piękna i prawdy. Powtarzający się motyw Męki Pańskiej, ukazywany zebranym na obrazach dawnych mistrzów, miał być dowodem na to, że cierpienie ma swój sens, nie oznacza końca wszystkiego, a może stanowić początek czegoś wielkiego. Czasami, aby znaleźć odpowiedź, trzeba coś stracić, z czymś się pożegnać i rozpocząć życie od początku, spróbować zbudować nowy kościec emo - cjonalny, mentalny oraz duchowy. Dla Jacka Kurka idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy była historia brata Alberta Chmielowskiego. Ten malarz, powstaniec, ale przede wszystkim święty, umiał godnie pożegnać się z życiem świeckich i przywdziać habit. Punktem zwrotnym było dla niego malowanie obrazu Ecce homo, którego wprawdzie nie skończył, ale który dał mu odpowiedź na pytanie, dokąd pójść. I tak jak ten obraz, który nieskończony nie traci nic ze swojego przekazu, tak i życie, czasami przerwane w najmniej oczekiwanym momencie, ocala swoją istotę. Tekst: Agnieszka Odzimek Szpital to szkoła życia (cz. 1)
Z księdzem Romualdem Żurkiem, kapelanem szpitalnym, rozmawia Celina Konieczny (Hajduczanin) Dlaczego został Ksiądz kapelanem szpitalnym? Myślę, że na to pytanie nie można jednoznacznie odpowiedzieć. Każdy kapłan wysłany po święceniach z posługą do Ludu Bożego powinien być „wielofunkcyjny”. Powinien być dyspozycyjny - gotowy do pracy w katechezie, z chorymi dziećmi czy młodzieżą. Dekretem księdza abpa Damiana Zimonia zostałem kapelanem w 1995 r. Tę posługę pełniłem przez siedem lat w dwóch szpitalach: w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Jastrzębiu Zdroju oraz w Szpitalu Klinicznym w Katowicach Ochojcu. Potem wróciłem na cztery lata do duszpasterstwa na parafię. Byłem katechetą. I od 2005 r. decyzją Księdza Arcybiskupa znowu zostałem mianowany kapelanem szpitalnym - tym razem Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie i Centrum Pediatrii i Onkologii przy ulicy Truchana. Czyli obecnie dzieli Ksiądz swój czas i posługę pomiędzy te dwa szpitale? Tak, dostałem mandat i misję Kościoła, aby prowadzić duszpasterstwo w tych dwóch placówkach. Ale to nie jest tak, że ksiądz sobie wybiera, że chce być tylko i wyłącznie kapelanem szpitalnym. To jest niejako wpisane w kapłaństwo. A o wszystkim decyduje biskup. Na czym polega „duszpasterstwo szpitalne” i praca kapelana? Praca kapelana polega przede wszystkim na tym, aby być wśród chorych. To nie jest przyjście rano z Komunią św. i na tym koniec. Chodzi o to, żeby mieć czas dla pacjenta, który prosi o rozmowę czy spowiedź. Żeby być po południu w szpitalu. Mieć czas dla rodzin pacjentów. Zwłaszcza kiedy rozmowy są trudne. Kiedy pacjent nie jest zdecydowany, czy przyjąć sakramenty. Bardzo trudne rozmowy są na onkologii dziecięcej. Dzieci najczęściej nie zdają sobie sprawy z tragizmu swojej choroby. Trzeba być wówczas trochę takim psychologiem dla rodziców. I tu nie chodzi o to, aby ich podnosić na duchu - oni doskonale wiedzą, jaka jest sytuacja - ale żeby po prostu z nimi być. Pomóc im wypowiedzieć swój ból i żal. Kapelan jest po to, by słuchać ludzi. Chorych trzeba umieć słuchać. I rodziców dzieci dotkniętych chorobą nowotworową także. Opieką objęty jest również personel medyczny. Trzeba mieć czas na rozmowy z pielęgniarkami i lekarzami. Przekazywać im informacje diecezjalnego duszpasterza służby zdrowia o rekolekcjach, dniach skupienia, które archidiecezja dla nich organizuje. W przyszłym roku chciałbym zorganizować rekolekcje dla chorzowskiej służby zdrowia. Przyznam się, że w minionych latach bałem się, czy na takich rekolekcjach będzie jakakolwiek frekwencja. Ale po tych siedmiu latach posługi w chorzowskich szpitalach jestem przekonany, że takie rekolekcje rokują duże nadzieje i że przyniosą pozytywny owoc. Poza tym jestem do dyspozycji jako spowiednik personelu medycznego. Zwłaszcza w okresie przedświątecznym wielu lekarzy i wiele pielęgniarek prosi o spowiedź. Oczywiście mogliby skorzystać z sakramentu w swojej parafii. Ale dla mnie jest to także okazja, aby razem dzielić ich troski i problemy. Bo oprócz swojego życia zawodowego mają życie prywatne i chodzi o to, aby byli dla chorych dyspozycyjni. A żeby być dla chorych dyspozycyjnym, trzeba być wewnętrznie i duchowo mocnym. Jak na co dzień układa się współpraca pomiędzy Księdzem a personelem medycznym? Bardzo dobrze. Jeśli chodzi o lekarzy i pielęgniarki naszych chorzowskich szpitali, to mamy do siebie ogromne zaufanie. Zwłaszcza pielęgniarki wiedzą, że jeśli przebywam na terenie szpitala czy na probostwie, to jestem gotów przyjść do chorego na każde wezwanie. Pielęgniarki są najlepiej zorientowane w sytuacji chorego. Kiedy rano przychodzę do szpitala, to zgłaszają mi pacjenta do namaszczenia lub też kierują do chorego od razu. Panie mają ogromne wyczucie sytuacji. Nie mówiąc o szacunku, jakim się darzymy. Czy kapelan musi się dokształcać? Zwłaszcza pod względem medycznym, psychologicznym, duchowym? Ksiądz, jak każdy z nas, uczy się przez całe życie. Jeśli chodzi o jakieś studium medyczne, to nie jest to moja dziedzina ani profesja. Ja mam uzdrawiać przede wszystkim dusze. Natomiast raz do roku mamy diecezjalne spotkania kapelanów. Na nich omawiamy bieżące sprawy duszpasterstwa szpitalnego, problemy chorych, służby zdrowia czy zagadnienia medyczne. Zapraszani są ciekawi prelegenci, którzy nie tyle mówią o tym, co trzeba dla chorych zrobić, ale raczej czego pacjent może oczekiwać od kapelana szpitalnego. Poza tym sami pacjenci uczą kapelana życia. Ja nieustannie uczę się od chorych, jak z nimi rozmawiać. Szpital to szkoła życia. W takim razie czego oczekują pacjenci od kapelana? Przede wszystkim dyspozycyjności. Żeby kapelan miał dla nich czas. Potrzebują obecności i wysłuchania. Zrozumienia. Podejścia z miłością do ich problemów. Nie tylko do choroby. Bo pacjenci najczęściej o swojej chorobie nie chcą rozmawiać. Myślę, że byłoby nie na miejscu, gdybym z pacjentami rozmawiał tylko o ich chorobach. Oni chcą się podzielić swoim życiem. Na przykład panie „w wieku dojrzałym” najczęściej opowiadają o swoich rodzinach, dzieciach czy wnukach. Chcą się pochwalić swoimi życiowymi dokonaniami. Albo chcą wylać z serca jakąś gorycz, urazy i krzywdy, które zostały im wyrządzone. A czego uczą chorzy? Pokory, pokory i jeszcze raz pokory. Nie jestem od nich mądrzejszy. Nie znam odpowiedzi na wiele pytań. Nie mam recepty na wiele problemów. Po prostu postawa pokory i służby - to jest najważniejsze. Przebywając z chorymi, bywa Ksiądz świadkiem różnych sytuacji. Czy możliwe jest przeobrażenie choroby czy innej dolegliwości w dobro, w coś wartościowego, pozytywnego? Czy ludzie zmieniają się? Rzeczywiście cierpienie oczyszcza. Ale nie zawsze. Niestety, czasami bywa tak, iż najcięższa choroba nie potrafi pacjenta przełamać czy zbliżyć do Chrystusa... ...buntują się? Walczą z Bogiem? Tak. Nieraz do samego końca. Ubolewam nad postawami, których od wielu lat nie potrafimy zmienić. Na przykład kiedy słyszę od rodziny: Proszę Księdza, jeszcze nie czas! Jeszcze nie teraz. Bo może się wystraszyć. Zadaję wówczas pytanie: Czy Chrystus przychodzi, aby kogokolwiek straszyć? Wręcz przeciwnie! Przychodzi z mocą łaski sakramentów. Z dobrym słowem. Z gotowością wysłuchania. Podaje pomocną dłoń. A oni nie chcą. Dopiero później robi larum - kiedy pacjent jest już nieprzytomny. Wtedy wzywa się księdza. A tu chodzi o to, aby chory sam, świadomie mógł zadecydować o swoim życiu duchowym i o swoim zbawieniu. Rozumiem, że nadal w świadomości wiernych tkwi stereotyp, że księdza wzywa się dopiero wówczas, gdy chory jest praktycznie konający. A kapłan udziela wtedy „ostatniego namaszczenia”, a nie sakramentu uzdrowienia chorych. Tak. To jest mit i stereotyp, którego od lat nie udaje się nam przełamać. Prawdopodobnie jest to nasza wina. Za mało o tym mówimy na katechezie czy w homiliach. Ja staram się o tym przypominać. Od niedawna zacząłem pisać szpitalny informator, bo trudno to nazwać gazetką, pod tytułem „Jezu, ufam Tobie”. Tam między innymi omówiona jest istota sakramentu namaszczenia chorych. Niestety, problem ten przechodzi z pokolenia na pokolenie. Wytworzyła się jakaś fałszywa tradycja. Gdy otworzymy katechizm, to nie znajdziemy określenia „ostatnie namaszczenie”. Skąd takie zjawisko? Myślę, że wzięło się ono stąd, że dawniej, kiedy wiedza medyczna była na niższym poziomie niż dzisiaj, to gdy zachorował człowiek dorosły, wtedy w większości przypadków choroba kończyła się śmiercią. To był ostatni sakrament, jaki człowiek w swoim życiu przyjmował. W Liście św. Jakuba czytamy: Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Czyli ten sakrament ma taką samą moc, jak sakrament spowiedzi. W tym sakramencie także doznajemy odpuszczenia grzechów. Właśnie: choruje ktoś wśród was, a nie: umiera. Musimy tę mentalność zmieniać. Jest wielu pacjentów przewlekle chorych, którzy leżą całymi miesiącami w szpitalu i dla nich widok kapłana z Najświętszym Sakramentem lub odwiedzającego poszczególne sale budzi negatywne emocje. Pamiętam taką sytuację: przyszedłem do potrzebującego około 10-15 minut po stwierdzeniu zgonu. Powiedziano mi wówczas, że nie wzywano kapłana wcześniej, bo pacjent jeszcze był świadomy i oddychał. Niestety, ten przykład pokazuje, że nie można zwlekać, bo może być za późno. Inna sytuacja niezwiązana z życiem szpitalnym. Jest wieczór. Wezwanie do chorego. Starsza pani siedzi na fotelu. W pokoju wszystko przygotowane: stół, biały obrus, świece i waciki na oleje. Przyszedłem i na początku pozwoliłem sobie, niestety, na niesmaczny żart. A mianowicie powiedziałem tej starszej osobie, że przecież pani jeszcze nie umiera... I usłyszałem: Proszę księdza! Jestem już w takim wieku, że nigdy nic nie wiadomo. A chciałabym się przygotować. Przyjąć ten sakrament. Bo przecież sami mówicie, że jest to jeden z trzech sakramentów uzdrowienia. cdn. (Tekst ukazał się w 6. (198) numerze Hajduczanina Czerwiec 2012) Artykuły i publikacje - ciąg dalszy
Uzdrawiająca moc nadziei
W dniu 18 maja w Miejskim Domu Kultury „Batory” odbył się finał V Chorzowskiej Kampanii „Pola Nadziei”. Tegoroczne spotkanie było powiązane z działalnością Centrum Afirmacji Życia, powstałego w marcu przy chorzowskim Hospicjum. Przybyli goście zostali uroczyście przywitani przez Prezes Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej i Paliatywnej Hospicjum w Chorzowie, Panią Barbarę Kopczyńską. Koordynatorka wolontariuszy, Joanna Tabor, podsumowała przebieg oraz przedstawiła plon tegorocznej hospicyjnej kampanii. Przygotowany specjalnie na tę okazję film zawierał obrazy dokumentujące najważniejsze jej momenty. Tekst: Agnieszka Odzimek Przeżyć żałobę, wrócić do życia (cz. 2) Tabu Tekst: Jacek Kurek
Artykuły związane z działalnością Centrum Afirmacji Życia przy Hospicjum w Chorzowie
|