hospicjum hospicjum hospicjum



Przez utratę ku prawdzie i pięknu

19 kwietnia o godzinie 17.30 w Miejskim Domu Kultury „Batory” odbył się wykład doktora Jacka Kurka Powołanie do utraty. Zorganizowany jako pierwszy ze spotkań odbywających się w ramach działalności Centrum Afirmacji Życia, był także częścią składową V Chorzowskiej Kampanii,,Pola Nadziei”. Wykład miał miejsce w kameralnej Pra­cowni Działań Kreatywnych „Loft”. Pomieszczenie oświetlone było jedynie płomieniem świecy, który zapewniał poczucie intymności oraz ułatwiał możli­wość spotkania z samym sobą. Wieczór ze słowem doktora Jacka Kurka pięknie wpisał się w założenia Centrum Afirmacji Życia, którego idea wyrosła z fi­lozofii spotkania. W jednej przestrzeni zgromadził on bowiem osoby różne od siebie pod względem i mentalnym, i duchowym. Po ponadgodzinnym wykładzie goście mogli poczuć łączącą ich więź, która zrodziła się w trakcie wspólnej wędrówki po zakamarkach ludzkiego umysłu.
Przewodnią myślą było stwierdzenie Pascala Pignault o tym, że człowiek nie potrafi godzić się z ubywaniem, jakiego doświadcza w ciągu całego swojego życia. Tracimy młodość, zdarza się też, że zdrowie, wiarę i nadzieję, kogoś, kogo się kochało. Dochodzi wówczas do zachwiania równowagi emo­cjonalnej i duchowej. Człowiek doświadcza wtedy - jak nazywa ten stan Zygmunt Pucko - specyficznej bezdomności. Doktor Kurek przekonywał, że życie mimo ciągłych utrat i pożegnań nie traci swej wartości, że wciąż zachowuje swój sens. Posiłkując się Pismem Świętym, a także słowami Józefa Ratzingera, udowadniał, że ból, jaki nas dotyka, jest drogą do odnalezienia piękna i prawdy. Powtarzający się motyw Męki Pańskiej, ukazywany zebranym na obrazach dawnych mistrzów, miał być dowodem na to, że cierpienie ma swój sens, nie oznacza końca wszystkiego, a może stanowić początek czegoś wielkiego. Czasami, aby znaleźć odpowiedź, trzeba coś stracić, z czymś się pożegnać i rozpocząć życie od początku, spróbować zbudować nowy kościec emo - cjonalny, mentalny oraz duchowy. Dla Jacka Kurka idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy była historia brata Alberta Chmielowskiego. Ten malarz, powstaniec, ale przede wszystkim święty, umiał godnie pożegnać się z życiem świeckich i przywdziać habit. Punktem zwrotnym było dla niego ma­lowanie obrazu Ecce homo, którego wprawdzie nie skończył, ale który dał mu odpowiedź na pytanie, dokąd pójść. I tak jak ten obraz, który nieskończony nie traci nic ze swojego przekazu, tak i życie, czasami przerwane w najmniej oczekiwanym momencie, ocala swoją istotę.

Tekst: Agnieszka Odzimek
Szpital to szkoła życia (cz. 1)
Z księdzem Romualdem Żurkiem, kapelanem szpitalnym, rozmawia Celina Konieczny (Hajduczanin)


Dlaczego został Ksiądz kapelanem szpitalnym?
Myślę, że na to pytanie nie można jed­noznacznie odpowiedzieć. Każdy kapłan wysłany po święceniach z posługą do Ludu Bożego powinien być „wielofunkcyj­ny”. Powinien być dyspozycyjny - gotowy do pracy w katechezie, z chorymi dziećmi czy młodzieżą. Dekretem księdza abpa Damiana Zimonia zostałem kapelanem w 1995 r. Tę posługę pełniłem przez sie­dem lat w dwóch szpitalach: w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Jastrzębiu Zdroju oraz w Szpitalu Klinicznym w Katowicach Ochojcu. Potem wróciłem na cztery lata do duszpasterstwa na parafię. Byłem katechetą. I od 2005 r. decyzją Księdza Arcybiskupa znowu zostałem mianowa­ny kapelanem szpitalnym - tym razem Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie i Centrum Pediatrii i Onkologii przy ulicy Truchana.

Czyli obecnie dzieli Ksiądz swój czas i posługę pomiędzy te dwa szpitale?
Tak, dostałem mandat i misję Kościo­ła, aby prowadzić duszpasterstwo w tych dwóch placówkach. Ale to nie jest tak, że ksiądz sobie wybiera, że chce być tylko i wyłącznie kapelanem szpitalnym. To jest niejako wpisane w kapłaństwo. A o wszyst­kim decyduje biskup.

Na czym polega „duszpasterstwo szpitalne” i praca kapelana?

Praca kapelana polega przede wszystkim na tym, aby być wśród chorych. To nie jest przyjście rano z Komunią św. i na tym koniec. Chodzi o to, żeby mieć czas dla pacjenta, który prosi o rozmowę czy spowiedź. Żeby być po południu w szpitalu. Mieć czas dla rodzin pacjentów. Zwłaszcza kiedy rozmowy są trudne. Kiedy pacjent nie jest zdecydowany, czy przyjąć sakramenty. Bardzo trudne rozmowy są na onkologii dziecięcej. Dzieci najczęściej nie zdają sobie sprawy z tragizmu swojej choroby. Trzeba być wówczas trochę takim psychologiem dla rodziców. I tu nie chodzi o to, aby ich podnosić na duchu - oni doskona­le wiedzą, jaka jest sytuacja - ale żeby po prostu z nimi być. Pomóc im wypowiedzieć swój ból i żal. Kapelan jest po to, by słuchać ludzi. Chorych trzeba umieć słuchać. I rodziców dzieci dotkniętych chorobą nowotworową także. Opieką objęty jest również personel medyczny. Trzeba mieć czas na rozmowy z pielęgniarkami i lekarzami. Przekazywać im informacje diecezjalnego duszpasterza służby zdrowia o rekolekcjach, dniach skupienia, które archidiecezja dla nich organi­zuje. W przyszłym roku chciałbym zorgani­zować rekolekcje dla chorzowskiej służby zdrowia. Przyznam się, że w minionych latach bałem się, czy na takich rekolekcjach będzie jakakolwiek frekwencja. Ale po tych siedmiu latach posługi w chorzowskich szpitalach jestem przekonany, że takie rekolekcje rokują duże nadzieje i że przynio­są pozytywny owoc. Poza tym jestem do dyspozycji jako spo­wiednik personelu medycznego. Zwłaszcza w okresie przedświątecznym wielu le­karzy i wiele pielęgniarek prosi o spowiedź. Oczywiście mogliby skorzystać z sakramentu w swojej parafii. Ale dla mnie jest to także okazja, aby razem dzielić ich troski i problemy. Bo oprócz swojego życia zawodowego mają życie prywatne i chodzi o to, aby byli dla chorych dyspozycyjni. A żeby być dla chorych dyspozycyjnym, trzeba być wewnętrznie i duchowo mocnym.

Jak na co dzień układa się współpra­ca pomiędzy Księdzem a personelem medycznym?
Bardzo dobrze. Jeśli chodzi o lekarzy i pielęgniarki naszych chorzowskich szpi­tali, to mamy do siebie ogromne zaufanie. Zwłaszcza pielęgniarki wiedzą, że jeśli przebywam na terenie szpitala czy na pro­bostwie, to jestem gotów przyjść do cho­rego na każde wezwanie. Pielęgniarki są najlepiej zorientowane w sytuacji chorego. Kiedy rano przychodzę do szpitala, to zgłaszają mi pacjenta do namaszczenia lub też kierują do chorego od razu. Panie mają ogromne wyczucie sytuacji. Nie mówiąc o szacunku, jakim się darzymy.

Czy kapelan musi się dokształcać? Zwłaszcza pod względem medycznym, psychologicznym, duchowym?
Ksiądz, jak każdy z nas, uczy się przez całe życie. Jeśli chodzi o jakieś studium medyczne, to nie jest to moja dziedzina ani profesja. Ja mam uzdrawiać przede wszystkim dusze. Natomiast raz do roku mamy diecezjalne spotkania kapelanów. Na nich omawiamy bieżące sprawy duszpasterstwa szpitalnego, problemy chorych, służby zdrowia czy zagadnienia medyczne. Zapraszani są ciekawi prelegenci, którzy nie tyle mówią o tym, co trzeba dla chorych zrobić, ale raczej czego pacjent może oczekiwać od kapelana szpitalnego. Poza tym sami pacjenci uczą kapelana życia. Ja nieustannie uczę się od chorych, jak z nimi rozmawiać. Szpital to szkoła życia.

W takim razie czego oczekują pacjen­ci od kapelana?
Przede wszystkim dyspozycyjności. Żeby kapelan miał dla nich czas. Potrzebują obecności i wysłuchania. Zro­zumienia. Podej­ścia z miłością do ich problemów. Nie tylko do choroby. Bo pacjenci najczęściej o swojej chorobie nie chcą rozmawiać. Myślę, że byłoby nie na miejscu, gdy­bym z pacjentami rozmawiał tylko o ich chorobach. Oni chcą się podzielić swoim życiem. Na przykład panie „w wieku dojrzałym” najczęściej opowiadają o swoich rodzinach, dzieciach czy wnukach. Chcą się pochwalić swoimi życiowymi dokonaniami. Albo chcą wylać z serca jakąś gorycz, urazy i krzywdy, które zostały im wyrządzone.

A czego uczą chorzy?
Pokory, pokory i jeszcze raz pokory. Nie jestem od nich mądrzejszy. Nie znam od­powiedzi na wiele pytań. Nie mam recepty na wiele problemów. Po prostu postawa pokory i służby - to jest najważniejsze. Przebywając z chorymi, bywa Ksiądz świadkiem różnych sytuacji.
Czy możliwe jest przeobrażenie choroby czy innej dolegliwości w dobro, w coś wartościowego, pozytywnego? Czy ludzie zmieniają się?
Rzeczywiście cierpienie oczyszcza. Ale nie zawsze. Niestety, czasami bywa tak, iż najcięższa choroba nie potrafi pacjenta przełamać czy zbliżyć do Chrystusa...
...buntują się? Walczą z Bogiem?
Tak. Nieraz do samego końca. Ubole­wam nad postawami, których od wielu lat nie potrafimy zmienić. Na przykład kiedy słyszę od rodziny: Proszę Księdza, jesz­cze nie czas! Jeszcze nie teraz. Bo może się wystraszyć. Zadaję wówczas pytanie: Czy Chrystus przychodzi, aby kogokolwiek straszyć? Wręcz przeciwnie! Przychodzi z mocą łaski sakramentów. Z dobrym słowem. Z gotowością wysłuchania. Podaje pomocną dłoń. A oni nie chcą. Dopiero później robi larum - kiedy pacjent jest już nieprzytomny. Wtedy wzywa się księdza. A tu chodzi o to, aby chory sam, świadomie mógł zadecydować o swoim życiu duchowym i o swoim zbawieniu.

Rozumiem, że nadal w świadomości wiernych tkwi stereotyp, że księdza wzywa się dopiero wówczas, gdy chory jest praktycznie konający. A kapłan udziela wtedy „ostatniego namaszczenia”, a nie sakramentu uzdrowienia chorych.
Tak. To jest mit i stereotyp, którego od lat nie udaje się nam przełamać. Prawdopodobnie jest to na­sza wina. Za mało o tym mówimy na katechezie czy w homiliach. Ja staram się o tym przypominać. Od niedawna zacząłem pisać szpitalny informator, bo trudno to nazwać gazetką, pod ty­tułem „Jezu, ufam Tobie”. Tam między innymi omówiona jest istota sakramentu namaszczenia chorych. Niestety, pro­blem ten przechodzi z pokolenia na po­kolenie. Wytworzyła się jakaś fałszywa tradycja. Gdy otworzymy katechizm, to nie znajdziemy określenia „ostatnie na­maszczenie”.

Skąd takie zjawisko?

Myślę, że wzięło się ono stąd, że dawniej, kiedy wiedza medyczna była na niższym poziomie niż dzisiaj, to gdy zachorował człowiek dorosły, wte­dy w większości przypadków choroba kończyła się śmiercią. To był ostatni sakrament, jaki człowiek w swoim życiu przyjmował. W Liście św. Jakuba czytamy: Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Czyli ten sakrament ma taką samą moc, jak sakrament spowiedzi. W tym sakramencie także doznajemy odpuszczenia grzechów. Właśnie: choruje ktoś wśród was, a nie: umiera. Musimy tę mentalność zmieniać. Jest wielu pacjentów przewlekle chorych, którzy leżą całymi miesiącami w szpitalu i dla nich widok kapłana z Najświętszym Sakramentem lub odwiedzającego poszczególne sale budzi negatywne emocje. Pamiętam taką sytuację: przyszedłem do potrzebujące­go około 10-15 minut po stwierdzeniu zgonu. Powiedziano mi wówczas, że nie wzywano kapłana wcześniej, bo pacjent jeszcze był świadomy i oddychał. Niestety, ten przykład pokazuje, że nie można zwlekać, bo może być za późno. Inna sytuacja niezwiązana z życiem szpitalnym. Jest wieczór. Wezwanie do chorego. Starsza pani siedzi na fotelu. W pokoju wszystko przygotowane: stół, biały obrus, świece i waciki na oleje. Przyszedłem i na początku pozwoliłem sobie, niestety, na niesmaczny żart. A mianowicie powiedziałem tej starszej osobie, że przecież pani jeszcze nie umiera... I usłyszałem: Proszę księdza! Jestem już w takim wieku, że nigdy nic nie wiadomo. A chciałabym się przygotować. Przyjąć ten sakrament. Bo przecież sami mówicie, że jest to jeden z trzech sakramentów uzdrowienia.

cdn. (Tekst ukazał się w 6. (198) numerze Hajduczanina Czerwiec 2012)

Artykuły i publikacje - ciąg dalszy



Uzdrawiająca moc nadziei

W dniu 18 maja w Miejskim Domu Kultury „Batory” odbył się finał V Chorzowskiej Kampanii „Pola Nadziei”. Tegoroczne spotkanie było powiązane z działalnością Centrum Afirmacji Życia, powstałego w marcu przy chorzowskim Hospicjum. Przybyli goście zostali uroczyście przywitani przez Prezes Stowarzyszenia Opieki Hospicyjnej i Paliatywnej Hospicjum w Chorzowie, Panią Barbarę Kopczyńską. Koordynatorka wolontariuszy, Joanna Tabor, podsumowała przebieg oraz przedstawiła plon tegorocznej hospicyjnej kampanii. Przygotowany specjalnie na tę okazję film zawierał obrazy dokumentujące najważniejsze jej momenty.
Ważnym punktem programu finału był wykład romanistki, profesor Krystyny Wojtynek-Musik, zatytułowany Nadzie­ja wyzwala męstwo. Poruszana tematyka ściśle wiązała się z ideą Centrum Afirmacji Życia. Ukazanie ubywania oraz utraty jako naturalnej kolei rzeczy, a także podjęcie próby zrozumienia sensu śmierci stały się podstawowymi zagadnieniami wykładu. Powołując się na słowa Paula Tillicha, profesor Wojtynek-Musik mówiła o męstwie bycia jako o podstawowej sile życiowej i mocy umysłu, pomagającej w przezwyciężaniu bólu, strachu oraz rozpaczy. Pod­kreślała życiodajną siłę nadziei, która rodząc się z wiary, każe ufać - czasa­mi nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi - nowej, zaistniałej sytuacji spowodowanej śmiercią kogoś bliskiego czy utratą czegoś bardzo ważnego. Autorka prze­myśleń powołując się na mit o Syzyfie, udowadniała, że zmiana jest szansą na rozwój, i chociaż to trudna droga, bo człowiek upada, to jednak walka ze swo­imi słabościami i samym sobą stanowi istotę człowieczeństwa.
Spotkanie uświetnił koncert Karoliny Śleziak i Sławomira Witkowskiego - duetu, który wykonywał standardy muzyki jazzowej. Był to debiut muzyczny tych dwojga młodych ludzi, którzy na co dzień grają w zupełnie innych formacjach. Sławomir Witkowski jest kierownikiem zespołów muzycznych Schola Cantorum Minorum Chosoviensis oraz Circulum wykonujących chorał gregoriański, prowadzi także swoją autorską audycję o chorale w katowickim Radiu eM. Karoli­na Śleziak występuje w duecie z Przemysławem Strączkiem i ma na swoim koncie wiele koncertów uatrakcyjniających spotkania artystyczne oraz wernisaże. Goście wieczoru mieli okazję wpisać się do ksiąg pamiątkowych, porozmawiać z wolontariuszami, a także wspomóc datkami Hospicjum. Znakiem rozpoznawczym jak co roku był żonkil - symbol nadziei i zmian.

Tekst: Agnieszka Odzimek

Przeżyć żałobę, wrócić do życia (cz. 2)

Kiedy nie ma już niczego, co można by ofiarować, wtedy można jeszcze wyznać miłość. Miłość jest dotykiem, który staje się słowem. Dotyk jest spełnieniem pragnienia odwzajemnionej miłości.

Pokój ciszy
Obecna rozbudowa chorzowskiego Hospicjum nie polega na zwiększeniu liczby łóżek. Jest ich jedenaście (z nich dziesięć zakontraktowanych w NFZ). Ta liczba wystarcza. Bywa, że trzeba czekać na miejsce, ale bywa i tak, że to miejsce czeka na pacjenta. Hospicjów stacjonarnych nie jest za mało. Niedaleko Chorzowa są dwa hospicja w Katowicach archidiecezjalne i przeniesione z Mysłowic), a także po jednym w Gliwicach, Żorach, Jaworznie, do tego Oddział Opieki Paliatywnej w Będzinie w strukturach szpitala powiatowego. Wszystkie te ośrodki są większe od chorzowskiego, co oznacza, że jeśli ktoś pilnie potrzebuje opieki, to jej znalezienie nie stanowi problemu nie do rozwiązania. A przecież - o czym już pisałem - pod­stawą opieki zawsze pozostaje Dom. Jak mówi Barbara Kopczyńska: „Działalność dobrego hospicjum to bardzo wielu pacjen­tów w domu i garstka »wyjątków« na oddziale?. Problem polega natomiast na tym, że po wyremontowaniu obecnego budynku i otwarciu oddziału, nie znalazło się miejsce na utworzenie poradni opieki paliatywnej. Były plany lokalizacji poradni na pierwszym piętrze, ale to wymagało dobudowania windy, na co wówczas nie starczyło środ­ków. W związku z tym trzeba było wynająć gabinet na poradnię opieki paliatywnej, co miało być wyjściem tymczasowym, a pozostało trwałym. W dodatku okazało się, że winda nie rozwiązałaby problemu, ponieważ po zmianie przepisów zabrakłoby z kolei miejsca na różne wymagane pokoje, sale i zaplecza. Tak czy inaczej, w tych warunkach, jakie istniały, poradnia po prostu nie mogłaby funkcjonować. W związku z tym podjęta została decyzja o dobudowaniu nowego pawilonu. Pawilon, choć w zamierzeniu nieduży, będzie miał parter i pierwsze piętro połączone przewiązką ze starym budynkiem. Na parterze będzie się mieściła poradnia opieki paliatywnej (gabinet zabiegowy, lekarski, rejestracja) oraz magazyn sprzętu medycznego. Obecnie magazyn mieści się w piwnicy, co znacznie utrudnia dostęp do niego. W nowej lokalizacji będzie się on znajdował na parterze i da możliwość podjazdu samochodu, który zabierze np. wózek, łóżko czy aparat tlenowy. Ostatnim pomieszczeniem na parterze ma być tzw. pokój ciszy, którego w tej chwili bardzo brakuje na oddziale (nie ma możliwości usytuowania go). Pokój ciszy to miejsce, w którym rodzina po śmierci swojego bliskiego może się z nim w spokoju pożegnać. Obecnie takie pożegnanie ma miejsce na oddziale przy łóżku chorego. Odbywa się ono za parawanem w celu zapewnienia pewnej intymności rodzinie, niemniej jednak jest to na sali chorych. Barbara Kopczyńska mówi: „Nigdy nie udajemy, że nie ma śmierci - ona jest częścią życia. Jednakże nie chcemy śmiercią epatować. Tyle, ile potrzeba, żeby nie udawać, że nic się nie stało, i żeby również chorzy, którzy są na danej sali, i którzy też są w żałobie, mogli ją przeżyć (bo przecież mniej lub bardziej się ze zmarłym związali, zżyli, też odczuwają pewien smutek i mają do niego prawo). Najczęściej osoby z takiej sali wraz z personelem lub wolontariuszem modlą się w intencji tej osoby, która odchodzi albo odeszła. I jest jakaś wspólnota. Z jednej strony chodzi o to, żeby tego nie przedłużać niepotrzebnie, a przecież z drugiej strony rodzina ma prawo do głębszej intymności i dłuższego pożegnania. Pokój ciszy umożliwi rodzinie bardzo intymne spotkanie i pożegnanie”.

Tabu
Tak więc działalność Hospicjum nie jest aktywnością tylko medyczną nastawioną na pomoc choremu. Opieka obejmuje bliskich chorego zarówno w trakcie choroby, jak i w czasie odchodzenia i po jego śmierci. Służą temu spotkania osieroconych w czasie i po Mszach św., a także indywidualne spotkania z personelem, który opiekował się chorym, lub z psychologiem (niektórzy mają regularne spotkania, zwłaszcza jeśli bardzo ciężko przeżywają żałobę i potrzebują takiego wsparcia psychologicznego). Oprócz tego działalność Hospicjum służy pewnemu oswojeniu się ze śmiercią, uwrażliwianiu społeczeństwa na potrzeby ludzi ciężko chorych, odchodzących - umierających, a także na potrzeby ich rodzin. Chodzi o to, żeby jakoś przełamać to tabu, którym jest otoczone hospicjum i aby ukazać - mówiąc bardzo ogólnie - wartość życia na każdym jego etapie, a więc od poczęcia do naturalnej śmierci. I życie osoby starszej, i osoby w sile wie­ku, ale ciężko chorej czy niepełnosprawnej, jest wartością samą w sobie. Trzeba to nam, ludziom nieustannie sobie uzmysławiać. I trzeba w związku z tym edukacji. Temu celowi służy i będzie nadal służyło Centrum Wolontariatu i organizowane akcje (np. aktywizacja ludzi starszych, wolontariat „50+”).
Jak wspomniałem, na piętrze nowego pawilonu Hospicjum Chorzowskiego sie­dzibę uzyska Centrum Afirmacji Życia. To kolejna komórka organizacyjna, która będzie się zajmowała nie tyle samymi chorymi, ile celami edukacyjno-kulturalnymi. Z pomocą dzieł kultury i sztuki, a także w horyzoncie refleksji filozoficznej ukazy­wana będzie wartość życia - każdego życia, stąd słowa „afirmacja”, właśnie w ho­spicjum bardzo uzasadnionego, bo właśnie tu najwyższa cena ludzkiego życia tak bardzo jest widoczna. Afirmacja życia to także propagowanie idei hospicyjnej pomocy bliźniemu. Centrum Afirmacji Życia ma na celu prowadzenie działalności społecznej i kulturalnej na rzecz promocji życia i kultury w wielkomiejskim i poprzemysłowym środowisku Górnego Śląska. Wielu jego mieszkańców to byli pracownicy nieczynnych już zakładów pracy oraz ich rodziny, nieraz niepogodzeni z dotkliwym brakiem, jakiego doświadczyli. To także ich potomkowie, młodzi ludzie niejednokrotnie strwożeni brakiem dla siebie perspektyw. Aktywność Centrum skierowana jest zwłaszcza do nich, ale też do wszystkich poszukujących wyj­ścia z żałoby, której nie można ominąć, przezwyciężyć, zwalczyć, bo jedynym sposobem na zaradzenie jej jest jej przeżycie.
Idea Centrum wyrosła z filozofii spotka­nia, a jej metodę stanowi refleksja dialogiczna. W praktyce są to spotkania, wykła­dy, panele dyskusyjne, koncerty, wieczory autorskie, warsztaty, projekcje filmów i pokazy. To także spotkania terapeutyczne. Ich celem jest afirmacja życia, pod którym to terminem kryje się ukazywanie wartości indywidualnego i społecznego wymiaru życia we współczesnym świecie. Życie, którego Centrum chce być promotorem, to rzeczywistość witalna, atrakcyjna, możliwa także w warunkach choroby, niepełno­sprawności, starości, bezrobocia czy zma­gania się z trudnościami ekonomicznymi albo barierami społecznymi. W stosownie przygotowanym do tego miejscu odbywać się mają docelowo cotygodniowe (teraz comiesięczne) otwarte i bezpłatne, usze­regowane w kilku cyklach spotkania. Spo­tkania o charakterze artystycznym będą skierowane ku afirmacji estetyki, promują literaturę, muzykę, malarstwo jako źródło poznania człowieka i społeczeństwa oraz stojących przed człowiekiem wyzwań, m.in. doświadczenia śmierci. Spotkania o charakterze popularnonaukowym po­dejmą wątki z psychologii, medycyny, so­cjologii, pedagogiki itd.; złożą się na nie wykłady i dyskusje zarówno z poszcze­gólnych dziedzin, jak i interdyscyplinarne. Spotkania w przestrzeni duchowej mają uwrażliwiać na doświadczenie cierpienia, choroby, ubóstwa, śmierci, utraty, braku, ale też podnosić wartość satysfakcji pły­nącej z wychodzenia naprzeciw tym pro­blemom. W końcu warsztaty, kursy, kon­kursy, zajęcia praktyczne mające walor edukacyjny i uaktywniający ich uczestników (wiedza jako największy kapitał). Gośćmi CAŻ są oraz będą znani i cenieni artyści, uczeni, wykładowcy, lekarze, terapeuci, działacze społeczni, przedsta­wiciele organizacji pozarządowych, ludzie mediów, animatorzy kultury, duchowni.
O pierwszym, kwietniowym spotkaniu już pisałem, drugie zaplanowane zostało na 18 maja. Jego gościem będzie prof. dr hab. Krystyna Wojtynek-Musik, która wygłosi wykład pt. „Nadzieja wyzwala męstwo”. Kolejnym wydarzeniem (15 czerwca) będzie odczyt dr hab. Hanny Wojtczak. Dopóki Centrum nie posiada własnej siedzi­by, spotkania odbywają się w cyklu comiesięcznym, w znajdującym się trzysta metrów od Hospicjum zawsze serdecznie otwartym na współpracę MDK „Batory”.
Pragniemy, by celem spotkań było kształtowanie postaw prospołecznych, rozwijanie wrażliwości na przejawy ludzkiego cierpienia i ubóstwa, zmiana zachowań i postaw z biernych na aktywne, radze­nie sobie w sytuacjach egzystencjalnie trudnych, w sytuacjach wyzwań, kształtowanie właściwej świadomości wobec zjawiska śmierci, uwrażliwianie na problemy ludzi cho­rych, a także na wartości współistnienia w świecie ludzi chorych i zdrowych, radzenie sobie z sytuacją życiowego dramatu wy­nikłą ze śmierci najbliż­szych, zdobywanie wiedzy z zakresu narodowego i europejskiego dziedzictwa kulturowego, poznawanie świata literatury i sztuki jako przestrzeni podejmowania najistotniejszych pytań o kondycję czło­wieka, doświadczanie terapeutycznych walorów sztuki, rozbudzanie zainteresowań sztuką jako nośnikiem przeżyć estetycznych i wartości humanistycznych, odkrywanie przestrzeni cierpienia jako miejsca refleksji o wartości życia, oswajanie się ze zjawiskiem nieuleczalności jako wyzwaniem dla ludzi zdrowych i chorych. Chcielibyśmy prowadzić edukację związaną z komunikacją społeczną, wiedzą o lokalnym świecie, praktycznymi umiejętnościami potrzebnymi w kontakcie z Innym, edukację w zakresie działalności charytatywnej, wolontariatu oraz organizacji pozarządowych.
Także tegoroczne jesienne spotkanie naukowe z cyklu „Medium Mundi” po­święcone będzie problematyce doświadczenia utraty, braku, żałoby. Ufamy, że dzięki temu spotkaniu rozpocznie się ożywione życie wydawnicze Centrum, by mogły powstawać także publikacje bę­dące wsparciem w przeżywaniu żałoby i utraty. Niezależnie od przedstawionych tu informacji, planów i założeń jedno nie ulega wątpliwości; w cierpieniu, a nawet w mrocznej tajemnicy śmierci lśni iskra, która zapala życie i staje się zapowiedzią jego ostatecznego triumfu. Tą iskrą jest przekraczający swoją słabość i do końca zwrócony ku drugiemu Człowiek. O kimś takim napisał kiedyś Krzysztof Czyżewski: „przekraczającego siebie i własne czekają zaślubiny”.

Tekst: Jacek Kurek
* W tekście wykorzystano wywiady, jakich udzieliła Barbara Kopczyńska dla miesięcznika „Hajduczanin” opublikowane w lipcu 2011 r. (nr 7) i marcu 2012 r. (nr 3), a także tekst mojego autorstwa Powstaje Centrum Afirmacji Życia przy Hospicjum w Chorzowie. Przeżyć żałobę, wrócić do życia („Hajduczanin” 2011, nr 10). Tekst ukazał się także w miesięczniku „Śląsk”, 2012, nr 4.

 

Artykuły związane z działalnością Centrum Afirmacji Życia przy Hospicjum w Chorzowie
hospicjum